Początkiem września, kiedy przyszedł czas długo oczekiwanego urlopu, mogłam się trochę załamać patrząc na prognozy pogody. Kiedy sprawdziłam, co szykują nadchodzące dni w różnych regionach Polski, doszłam do wniosku, że trzeba uciekać za granicę. Gdzie? Wybór nie był duży, ze względu na zamknięcie granic niektórych krajów. Ruszyliśmy więc tam, gdzie chyba większość Polaków, którzy wybrali w tym roku urlop za granicą - do Chorwacji. Jednak pewnie znalazłam się w tej mniejszości, która ze sobą zabrała rower. Jak się jeździ po chorwackich ścieżkach rowerowych? Jak to jest jechać na Chorwację i nie mieć czasu na plażowanie? I dlaczego chorwaccy kierowcy nie lubią rowerzystów? Zapraszam na pierwszą część wpisów Chorwacja na dwóch kółkach. :)
Rijeka - wyspa Krk
To tutaj zatrzymaliśmy się na dwie noce. Miasto stanowi ośrodek przemysłowy Chorwacji i największy port handlowy, rybacki i tranzytowy. Znajduje się tu rafineria ropy naftowej oraz port lotniczy. I do tego znaleźliśmy się tutaj my, miłośnicy natury i rowerzyści-amatorzy z ambitnym planem wycieczki. Od razu powiem, że z tego połączenia nie stworzył się fajny związek.
Mapa trasy
LINK DO TRASY >>>
Ruszyliśmy z naszego pensjonatu i od razu wbijamy na ulicę, na której ruch jest dość spory, są roboty drogowe, ale i tak jest nieźle, bo znajdujemy się na przedmieściach Rijeki. Przejazd przez samo miasto był gorszy o tyle, że pasów drogowych było więcej, samochodów też, a ścieżka rowerowa ani przez kilometr nie była wyodrębniona jako samodzielna ścieżka. Po prostu jechaliśmy razem z samochodami. Po opuszczeniu miasta zrobiło się lepiej, ruch na drodze był 70% mniejszy. Trochę kombinowaliśmy z trasą rowerową, stwierdziliśmy, że pojedziemy mniej uczęszczanymi drogami. Było warto. Sama trasa była dość ciekawa, jak pokazuje mapa, zrobiliśmy w dwie strony ponad 1300 metrów przewyższenia. To sporo, a upał wcale nie był naszym sprzymierzeńcem. Jednak widoki po drodze rekompensowały trud jazdy. Czasem też wiatr pomagał przy podjazdach. :)
Półmetek naszej wycieczki był w miejscowości Omišalj na wyspie Krk.
Nie mieliśmy więcej czasu, żeby zapuszczać się w głąb wyspy. Kupiliśmy
dwa radlery i poszliśmy szukać cienia na kameralnej plaży. Fajna
miejscówka na moczenie stóp, gapienie się w góry i czasem na kolorowe
rybki, które skubały nasze stopy! :)
W drodze powrotnej postanowiliśmy zatrzymać się w okolicy portu w Rijece, a głód ściągnął nas do jakiejś smacznej sieciówki niedaleko głównej drogi. Po małej kulinarnej uczcie w całkiem ładnym otoczeniu, poszliśmy na cypel, który okazał się popularnym celem spacerowym. Stamtąd też mogliśmy zobaczyć charakterystyczny na tle gór most prowadzący na wyspę Krk. Jakiś czas temu przejeżdżaliśmy tamtędy.