Stary Smokowiec 1010 m n.p.m. - Chata Teryho 2015 m n.p.m., czyli wędrówka przez Dolinę Zimnej Wody
Swoją wędrówkę rozpoczęłam w Starym Smokowcu na zielonym szlaku. Szybko przeniosłam się do Hrebenoka, gdzie przywitała mnie gromada drewnianych niedźwiadków.
Dalszy, krótki etap, to wędrówka czerwonym szlakiem. Krótka, ale piękna. Wschód słońca oglądany ze szlaku przyprawia o mocne rozwarcie źrenic. Serce biło już szybciej, oto zaczęło się monotonne i długie podejście do Chaty Teryho przez Dolinę Zimnej Wody.
Więcej o Dolinie Zimnej Wody napisałam w relacji ze zdobycia Lodowego Szczytu>>>.
Chata Teryho - Czerwona Ławka 2352 m n.p.m.
W schronisku robię krótką przerwę, choć ochota jest na więcej. Mam ochotę na przyjęcie witaminy D w pozycji leżącej i nicnierobienie. Mocne, jesienne słońce rozleniwia, ale z tyłu głowy jest myśl, że ten etap wędrówki powinien być swojego rodzaju rozgrzewką przed tym, co przede mną. Chatę Teryho odwiedziłam kilka razy tego sezonu, jednak te okolice nigdy się nie nudzą i zawsze na nowo wprawiają w zachwyt.Żegnam się jednak z moimi kompanami, którzy idą się wspinać i ruszam samotnie w stronę Czerwonej Ławki. Samotnie - dosłownie, bo jest wcześnie rano, w schronisku było raptem kilka osób, a na szlaki do przełęczy spotkałam 4 osoby. Dlatego polecam zerwać noc i przyjechać bardzo wcześnie w te rejony. Samo podejście na Czerwoną Ławkę nie stanowi większego problemu, idziemy wąską, kamienną ścieżką przez większą część trasy ze schroniska. Mapy pokazują, że to półtora godziny drogi, 1.7 km i 441 metrów podejścia. Teoretycznie brzmi nieźle, a w praktyce może być tak, że w miejscu, gdzie napotkamy pierwszy trudności będziemy musieli czekać w kolejce, co zdecydowanie może wydłużyć przejście szlaku i wprawić nas w niepotrzebne zdenerwowanie. Może być tak, że będziemy musieli poczekać w nieco eksponowanym miejscu, a, że tak powiem, to nie są komfortowe warunki dla osób, które na przykład mają lęki w tego typu miejscach. Ja na podejściu do przełęczy byłam sama, ja łańcuchy, klamry i zimne skały… Cieszyłam się z tego, bo mogłam do woli robić zdjęcia i nie spieszyć się.
Wielki Staw Spiski
Szlak w z widokiem na Czerwoną Ławkę
Dwie przełęcze: Czerwona Ławka po lewej i Lodowa Przełęcz po prawej
Skrzyżowanie szlaków pod Czerwoną Ławką i Lodową Przełęczą
Kamienna ścieżka, a za nią początek trudności w drodze na przełęcz
Przede mną szło dwóch turystów
Biżuteria na szlaku cz. 1
Biżuteria na szlaku cz. 2
Nogi autorki wpisu i trochę ekspozycji za nią
Biżuteria na szlaku cz. 3, tym razem w towarzystwie ładnych widoków
Schody do nieba cz. 1
Schody do nieba cz. 2, tym razem z ładnymi widokami :)
No i mam to!
Widok z Czerwonej Ławki
Mały Lodowy Szczyt 2461 m n.p.m.
Kiedy dotarłam do przełęczy, postanowiłam zrobić krótki pozaszlakowy wyskok na Mały Lodowy Szczyt. Wprawdzie nie miałam tego w planie, jednak patrząc na zegarek pozwoliłam sobie stracić trochę czasu. Zobaczcie na widoki ze szczytu, oszalałam ze szczęścia! W domu, na jednym ze zdjęć wypatrzyłam dwa piksele przedstawiające moich kompanów w drodze na Baranie Rogi. :)
W dole Lodowy Stawek, nad nim Baranie Rogi, Durny Szczyt i Łomnica
W dole Dolinka Lodowa (odnoga Doliny Pięciu Stawów Spiskich), Wielki i Pośredni Staw Spiski, nad nimi Durny Szczyt i Łomnica
Najbliżej mnie to Ostry Szczyt, za nim Jaworowy Mur. Poniżej roztacza się Dolina Jaworowa, jej górna partia nazywana jest Doliną Zadnią Jaworową
Pozdrowienia z Małego Lodowego! :) Na szczycie, jak widać, nie byłam sama, a zdjęcie powstało dzięki uprzejmości słowackich turystek
Dla odmiany podrzucam fragment ze szlaku (tego poza szlakiem ;)
Czerwona Ławka - Zbójnicka Chata ok. 1960 m n.p.m. , czyli wędrówka Doliną Staroleśną
Na Czerwoną Ławkę wróciłam tą samą drogą i jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam liczbę turystów. W tym miejscu zagęszczenie na szlaku może okazać się niebezpieczeństwem samym w sobie. Dlaczego? Schodząc z Czerwonej Ławki do Doliny Staroleśnej musimy pokonać dość stromy fragment z luźno związanymi kamieniami. Łatwo można się poślizgnąć i zrzucić kilka z nich na inne osoby. A kiedy już miniemy ten trudny fragment, czeka nas ponad 3-kilometrowy szlak przez dolinę, gdzie suma zejść (527 metrów) rekompensuje sumę podejść (135 metrów), a widoków ruszających serce nie brakuje.
Zbójnicka Chata
Do schroniska nie dotarłam, rozbiłam krótki biwak regeneracyjny przy skrzyżowaniu szlaków tuż ponad nim. Żałowałam, że nie zabrałam krótkich gaci, temperatury były bardzo letnie i potęgowały zmęczenie. Wsunęłam batona i jakiegoś energetyka ku pokrzepieniu. Przede mną cięgle było sporo podejścia. Najbliższe to na Rohatkę, czyli szlak niezbyt lubiany przeze mnie.
Zbójnicka Chata ok. 1960 m n.p.m. - Rohatka 2288 m n.p.m.
Ruszyłam w stronę Rohatki, w stronę cienia. Ten cień przyniósł trochę ulgi dla głowy, bo dla ciała nie. Niebieski szlak ze schroniska na najbliższy cel liczy sobie niewiele ponad 2 kilometry i 370 metrów podejścia, a mapy mówią, że godzina i kwadrans wystarczą na jego pokonanie. O ile początek szlaku jest dość przyjemny, ścieżka jest mocno widoczna, podejście łagodne, o tyle ostatnie 700 metrów da mocno w kość. Będzie stromo i niebezpiecznie, bo tutaj znów łatwo o poślizg i zrzucenie kilku kamieni w dół. Czasem też przydadzą się ręce, ale nie znajdziemy tutaj żadnych łańcuchów czy klamer. Dla ukojenia, w trudzie wspinaczki, można cieszyć oczy widokiem kolorowych roślin, których nie brakuje na tej wysokości. :) Na Rohatce zameldowałam się już trzeci raz od początku mojej tatrzańskiej przygody. Polecam podejście na nią późnym latem albo właśnie jesienią… Kiedyś w czerwcu na tym najtrudniejszym odcinku zalegało jeszcze sporo śniegu, co dość mocno utrudniało przejście.Rohatka 2288 m n.p.m. - Polski Grzebień 2200 m n.p.m.
Na Rohatce zatrzymałam się dosłownie na chwilę, na kilka zdjęć. Uwielbiam ten “poszarpany” widok, hipnotyzuje mnie. Ale schodzę. Schodzę ostrożnie i cierpliwie. Przede mną jest kilku turystów. Turystów, którzy w tym momencie skupiają się bardziej na odpowiednim zrobieniu dziubka do zdjęcia niż faktycznym zejściu. A zejście to do łatwych nie należy. Na początku pomogą nam łańcuchy i klamry. Tutaj też będzie trzeba bardzo cierpliwie “odstać” swoje. Korek w tym miejscu tworzy się zawsze. Nie zawsze dlatego, że jest trudno. Dziubki same się nie obfotografują. I ja szanuję robienie zdjęć, bo sama cykam ich dość sporo, jednak (o panieeee!) miejmy wyczucie kiedy i ile ich pstrykać! Uff…Kiedy minęłam niezbyt ogarniętych wędrowców wcale nie poczułam się lepiej, bo szlak był wąski, kręty, pełen małych i większych kamyczków, które lubiły uciekać spod butów. Ale był też moment, kiedy zrobiło się płasko, jak dobrze! ;) Doceniałam każdy taki moment, w którym moje nogi mogły chwilę odpocząć. Zerkałam też na otoczenie, pode mną znajdował się polodowcowy Kocioł pod Polskim Grzebieniem (stanowiący górną część Doliny Świstowej i Litworowej) ze Zmarzłym Stawem.
Kiedy dotarłam do skrzyżowania szlaków pod Polskim Grzebieniem, odetchnęłam trochę z ulgą. Przede mną było ostatnie 100 metrów podejścia charakterystycznymi dla tego miejsca schodami.
Kiedy dotarłam na przełęcz, nie znalazłam kawałka na swoje cztery litery, żeby cieszyć się chwilą spokoju, więc z odpoczynkiem musiałam poczekać, ech. Polski Grzebień zawsze będzie dla mnie najbardziej zatłoczoną przełęczą, do której dotarłam...no, może jeszcze Zawrat, ale na nim nigdy nie spotkałam tłumów (szczęście?:), ale uroczego wyjadacza okruszków przed wyruszeniem na Orlą Perć >>>.
Polski Grzebień - Śląski Dom
Przede mną ostatni etap wędrówki. Dość długi, bo od parkingu dzieli mnie 9 kilometrów. Pierwszy z nich będzie najtrudniejszy. To zejście z Polskiego Grzebienia. Jeżeli mam ocenić jego faktyczne trudności, to porównując je do całodziennej wędrówki, były niewielkie. Tutaj znów napotkamy na, przynajmniej dla mnie, trudności psychiczne spowodowane nieumiejętnością poruszania się po szlaku niektórych turystów. Okazałam się zwinniejsza niż kilkanaście albo kilkadziesiąt osób, które zostawiłam z tyłu, ufff… Odetchnęłam z ulgą, bo niektórzy nie wiedzą, że należy przepuścić innych, że jak się jest słabszym to trzeba ustąpić innym, zwyczajnie, po prostu. I nie ma w tym wielkiej filozofii i proszę nie myśl o mnie źle, bo to nie jest miejsce, w którym chcę się wywyższyć. Zarówno na drodze, za kierownicą, tak i w górach, na szlaku jest taka zasada, że jak ktoś chce jechać wolniej to ma do tego prawo, a jak ktoś chce iść szybciej to nie powinniśmy mu tego utrudniać.Wracamy na szlak, bo po minięciu odcinka z łańcuchami, dość stromym i kamienistym zejściu, wejdziemy na fragment z bardzo wyraźną ścieżką, w górnym fragmencie Doliny Wielickiej. Nade mną sam Król Tatr, Gerlach, rzuca cień na dolinę.
Rzuć okiem na relację ze zdobycia Gerlachu drogą Martina >>>
Idę dość żwawo, wchodzę w kolejną, niższą partię Doliny Wielickiej. Latem jest tutaj zielono, teraz rdzawo. Słońce oświetla granity, trochę odpoczywam od niego i napawam się widokami. Przechodzę nad Wielickim Wodospadem, a od niego już tylko dwa kroki do hotelu.
Śląski Dom - Stary Smokowiec
Nie zatrzymuję się jednak na odpoczynek, choć nogi bardzo o to proszą. Zamiast gwarnego miejsca na lawce przy hotelu, wybieram kawałek pnia na skraju lasu, gdzieś na początku żółtego szlaku. Niecałe dwie godziny dzielą mnie od parkingu. Ścieżka od hotelu przez las liczy niespełna 6 kilometrów. Jest “miękko”, choć to ciągle prawie 700 metrów zejścia, które kolana czują dość mocno po całym dniu. To zmęczenie ograniczyło chęć robienia zdjęć. W czasie wędrówki pojawiają się widoki na podtatrzańskie miejscowości. W głowie już myśli o zimnym piwie… I tak też, sącząc zasłużonego, schłodzonego radlera, zakończyłam sezon tatrzański 2019. Wróciłam w Tatry dopiero w połowie lutego, trafiłam na wyśmienite warunki i z pewnością podzielę się relacją z wejścia na Kozi Wierch.Co o moim szlaku mówi mapa-turystyczna.pl?
Dziękuję za uwagę
Agnieszka