Kiedy znaleźliśmy się na drodze prowadzącej do przełęczy Vršič zobaczyliśmy piękną ścianę, stromo opadającą do doliny. Musiałam mocno przymrużyć oczy, żeby zobaczyć to słynne “okno”. Z odległości wyglądała jak dziurka w igle. Zupełnie inaczej czułam się podchodząc pod mierzące 80 metrów okno skalne.
Przełęcz Vršič
Droga prowadząca z Krajnskiej Gory na przełęcz Vršič jest długa, bo mierzy 12,5 krętych kilometrów. Jest też bardzo stroma. W ciągu 20 minut jazdy samochodem pokonujemy ponad 900 metrów przewyższenia i znajdujemy się na 1611 m. Dzień zaczynamy dość wcześnie, jak zwykle chcemy uniknąć wysokich temperatur i tłoku. Prisojnik jest dość popularnym celem wędrówek, choć ta popularność wcale nie przekłada się na łatwość w osiągnięciu szczytu. Możemy dostać się na niego czterema różnymi szlakami. Dwa z nich prowadzą przez via ferraty.
Na parkingu na przełęczy o 8.00 rano jest już sporo samochodów. Płacimy 3 euro za cały dzień, wiążemy buty i ruszamy na szlak. Mamy do pokonania łącznie ponad 8 kilometrów. To w ramach regeneracji po wcześniejszym zdobyciu Triglava. Droga zaczyna się dość łagodnie i przez pierwsze 2,5 kilometra nie zrobimy praktycznie żadnego przewyższenia. Podchodzimy delikatnie do góry, po czym schodzimy w dół. Co na początku przykuwa naszą uwagę to Ajdovska deklica.
Ajdovska deklica. Cudowne dzieło natury, przypominające twarz kobiety, znajduje się na południowej ścianie Prisojnika. Owiana legendami, zerka na nas ciągle tak samo, pomimo tego, że będziemy koło niej przechodzić z różnych stron.
Predneje Okno
Sprzęt na via ferraty zakładamy po trzydziestu minutach wędrówki i ruszamy. Nie minęła godzina od naszego startu, kiedy rzuciłam do swojego partnera, że szlak ten jest ciekawszy od tego na Triglav. Różnicę odczuwają też nasze nogi, nieco łagodniejsze podejście oszczędzi trochę nasze mięśnie. Jednak, jak to na via ferratach, wysokość zdobywamy dość szybko. Tutaj bardziej będą pracować nasze ręce. Gdzieniegdzie trzeba się podciągnąć, przecisnąć przez wąską szczelinę, uważać na kamienie. Postoimy wtedy w niewielkim korku. Ktoś zrzuca kamień z góry, robi się trochę niebezpiecznie. Warto wtedy zachować większy odstęp i koniecznie mieć kask na głowie. Postoje zdecydowanie służą fotografowaniu. Widoki ze szlaku są obłędne.
Kiedy przepuszcza nas grupa z Czech zostajemy sami na szlaku. Pniemy się do góry, gdzie wiatr wzmaga na sile. - To ty zrzuciłaś ten kamień? Odpowiadam, że nie. One same odpadają i lecą w dół po stromych zboczach. Nagle zza zakrętu wyłania się ono - słynne okno. Już nie takie małe jak dziura w igle, ale dość mroczne. Zbliżamy się do niego powoli, wieje coraz bardziej, śmieję się w myślach, że to przeciąg, bo w końcu okno jest otwarte, ale...nieumyte. ;) Mordor, myślę, ale on zacznie się dopiero po drugiej stronie okna.
W stronę Prisojnika
Kiedy przeszliśmy przez okno znaleźliśmy się w morzu chmur z silnym wiatrem. Było mroczno i nieco paskudnie. Po krótkim podejściu byliśmy już na grani. Do szczytu mieliśmy kilometr i 3 kwadranse. Dłużyły się one w nieskończoność. Gdzieś w połowie spotkaliśmy kobietę. Z powodu warunków zrezygnowała z podejścia i czekała na towarzyszkę. Przedzieraliśmy się chwil parę, by w końcu dostrzec metalową skrzynkę. Uff… Ubraliśmy się z nadzieją, że wiatr rozwieje choć trochę chmury i zobaczymy coś więcej poza szarością. Słońce dość mocno próbowało się przedrzeć przez chmury. Doczekaliśmy się! :)
Droga powrotna - Slovenska pot
Wybrana przez nas droga powrotna - Slovenska pot, dość mocno dała popalić naszym nogom. Pierwsze półtora kilometra to 600 metrów wysokości mniej. Było stromo i szybko straciliśmy wysokość, dzięki temu wróciliśmy do krainy słońca, pięknych wapieni, zielonej trawy i ciekawskich kozic. ;)
Informacje praktyczne
Suma podejść: 1141 m
Dystans: 8,3 km
Czas przejścia: 5h
Niezbędne wyposażenie: kask, uprząż, lonża, wygodne buty z dobrą przyczepnością, wiatrówka