Bystra. Kiedy w październiku 2016 roku stanęłam na jej szczycie, nie widziałam absolutnie nic. Spod mojej czapki wystawał zmrożony blond kosmyk, pod stopami było sporo śniegu, wokół mgła, która przysłaniała rozległe panoramy. Było zimno, wietrznie i paskudnie, ale tylko od połowy trasy. Tej połowy, której szlak wyznaczały...kozie bobki. :) Było trochę błądzenia, bo wiatr zasypał ślady i trochę strachu, bo poszliśmy w góry bez ubezpieczenia… No, bo przecież prognozy były dość dobre, ech…
Wróciłam na nią początkiem sierpnia, żeby sprawdzić, jak smakuje zdobywanie najwyższego szczytu Tatr Zachodnich letnią porą.
Razem z Zuzą i Maniem rozpoczęliśmy naszą wędrówkę w miejscowości Hrdovo. Przy Tatrzańskiej Drodze Młodości (nr 537) zaczyna się żółty szlak, który prowadzi na sam szczyt. Zostawiamy Leona na niewielkim parkingu, który, o dziwo, o 6.30 jest już prawie zapełniony. Tabliczki informują nas, że za 4 godziny i 10 minut staniemy na szczycie. Zatem ruszamy!
Pierwsze 2 kilometry to monotonne dreptanie do skrzyżowania z czerwonym szlakiem pod Bystrą. Widzimy, że już tylko 3 godziny i 45 minut dzielą nas od szczytu.
I w tym lesie dreptaliśmy trochę czasu. Gdzieniegdzie odsłaniały się góry, z błękitnym niebem w tle, z którego od samego rana lał się żar. Szczęśliwie, szlak przebiega wzdłuż potoku, więc nie odczuwaliśmy zbyt mocno tego ciepła. No i wielkie dzięki dla wynalazcy lodówki, dzięki której, po pięciu godzinach od wyruszenia z domu, nasze picie było ciągle chłodne, ufff. ;)
Mniej więcej na trzecim kilometrze od skrzyżowania szlaków, zrobiliśmy pierwszy przystanek. Na mapy.czy ten punkt oznaczony jest jako “schronisko turystyczne”. To dość odważne określenie, w porównaniu do tego, co zastaliśmy. :) Ale dobre i to, bo nasze baterie potrzebowały zasilania.
Dalsza droga dość szybko wyprowadziła nas z lasu w zielone królestwo kosodrzewiny. W końcu widzimy wyżej niż wierzchołki drzew i w końcu czujemy ogrom przestrzeni. Bystra Dolina odsłoniła przed nami swoje piękno.
Dalsza droga dość szybko wyprowadziła nas z lasu w zielone królestwo kosodrzewiny. W końcu widzimy wyżej niż wierzchołki drzew i w końcu czujemy ogrom przestrzeni. Bystra Dolina odsłoniła przed nami swoje piękno.
Pusta, poprzecinana rwącymi potokami, otoczona łagodnymi kamienisto-zielonymi grzbietami, pełna motyli i kosmopolitycznych ostrożeni (gatunek kosmopolityczny rośliny to taki, który ma szeroki zasięg geograficzny - co za nazwa. ;)
W tym całym naszym zachwycie postanowiliśmy zrobić kolejną przerwę przy Niżnym Bystrym Stawie. To jeden z pięciu stawów znajdujących się w dolinie. Położony jest najniżej z wszystkich i jako jedyny widoczny ze szlaku. Niewielki obszarowo, głęboki na pół metra, często wysycha. I, rzeczywiście, spoglądając na staw z góry, jest on tylko małą kropką w dolinie, otoczoną kosodrzewiną.
To nic, że od naszego “schroniska” przeszliśmy raptem 2 kilometry. Są miejsca, które zasługują na dłuższe chwile kontemplacji i wtedy zawsze znajduje się czas na piknik, tatuaże z trawy i wietrzenie stóp. :) Poza tym mieliśmy naprawdę dobry czas, biorąc pod uwagę poprzedni piknik i dziesiątki zdjęć rozmaitej maści kwiatów i motyli. ;)
To nic, że od naszego “schroniska” przeszliśmy raptem 2 kilometry. Są miejsca, które zasługują na dłuższe chwile kontemplacji i wtedy zawsze znajduje się czas na piknik, tatuaże z trawy i wietrzenie stóp. :) Poza tym mieliśmy naprawdę dobry czas, biorąc pod uwagę poprzedni piknik i dziesiątki zdjęć rozmaitej maści kwiatów i motyli. ;)
Nad Niżnym Bystrym Stawem wznosi się Mała Bystra (2108 m n.p.m.), chwilę wcześniej mijaliśmy Zadnią (lub Niżną) Bystrą (2163 m n.p.m.). Na żaden z tych szczytów nie prowadzą szlaki turystyczne. Za naszymi plecami znajdowała się Ona, Bystra, cel naszej wędrówki. Widzimy zakosy, które na nią prowadzą i wiemy, że za chwilę zacznie się faktyczne podejście i że najprawdopodobniej będzie nieco męczące. Więc leżymy dalej i patrzymy w inną stronę. ;)
I gdyby nie brak koca, leżelibyśmy jeszcze długo. Ale Ona patrzyła z góry, więc zebraliśmy nasze rozleniwione od sierpniowego słońca i miękkiej trawy tyłki i ruszyliśmy pod górę. Nie liczyłam, ile zakrętów minęliśmy, ale motyli było sporo, a widoki z góry coraz lepsze. ;)
Kiedy stanęliśmy na grani, nasze oczy, gdyby potrafiły mówić, powiedziałby pewnie głośne “łaaaał”. Przed nami była ostatnia prosta. Ostatni kilometr lekko pod górę, więc przyspieszyliśmy, bo w końcu trzeba było rozbić szczytowy piknik. Kolejny! :)
Bystra 2248 m n.p.m.
W 1928 r. Jerzy Młodziejowski pisał o Bystrej: „Wszystko chciałoby się zapamiętać... Bo też widok z Bystrej jest tak wspaniały, że nie tylko geografa, ale i zwykłego turystę zdoła poruszyć”.
Na Bystrej meldujemy się o 11.45. Na szczycie jest dość tłoczno i głośno. Zdecydowanie większa część turystów dotarła tutaj od strony polskiej. My spotkaliśmy chyba ze trzy osoby na szlaku. Tak, cztery godziny wędrówki i tylko trzy osoby. To są właśnie uroki chodzenia po słowackiej części Tatr Zachodnich. Rozbijamy nasz obóz dosłownie na chwilę. Upajamy się widokami, jeszcze delikatnie zimnym piwem i wygrzewamy.
Na Bystrej meldujemy się o 11.45. Na szczycie jest dość tłoczno i głośno. Zdecydowanie większa część turystów dotarła tutaj od strony polskiej. My spotkaliśmy chyba ze trzy osoby na szlaku. Tak, cztery godziny wędrówki i tylko trzy osoby. To są właśnie uroki chodzenia po słowackiej części Tatr Zachodnich. Rozbijamy nasz obóz dosłownie na chwilę. Upajamy się widokami, jeszcze delikatnie zimnym piwem i wygrzewamy.
Po lewej stronie Bystrzańskie Stawy, nad nimi Mała Bystra, a tuż za nią - bardziej wyniosła Zadnia Kopa (lub Niżnia Bystra). Najbliżej po prawej znajduje się Starorobociański Wierch (2176 m n.p.m.). Za nim masyw Otargańców z Raczkową Czubą (lub Jakubiną o wys. 2194 m n.p.m.). I ledwo widoczna grań Barańców z najwyższym szczytem Baraniec, który wznosi się na 2185 m n.p.m.
Południowo-zachodnia grań Bystrej z Zadnią Kopą i Małą Bystrą oraz Wielki Staw Bystry i Długi Staw Bystry, między nimi znajduje się Mały Staw Bystry (bardzo słabo widoczny, głęboki na 0,5 m). Najbardziej odległy to Niżny Bystry Staw, nad którym rozbiliśmy piknik.
Jest południe, a więc czas mamy dość dobry, biorąc pod uwagę rozbijane po drodze pikniki i wydłużające się chwile lenistwa. Przed nami jeszcze 15 kilometrów drogi powrotnej. Czekamy chwilę w kolejce na symboliczne zdjęcie ze szczytu i ruszamy w kierunku Błyszcza.
Z Bystrej na Błyszcz wiedzie nieoznakowany szlak, który dość mocno skraca drogę oznaczoną na mapie. Poniżej niego biegnie szlak niebieski do Banistej Przełęczy, a stamtąd czerwony zaprowadzi nas na widoczny Starorobocianski Wierch (2176 m n.p.m.) - najwyższy szczy Tatr Zachodnich po polskiej stronie.
Widok na Bystrą z Błyszcza.
Za chwilę znajdujemy się na kolejnym szczycie, robimy zdjęcie, tym razem z pięknymi widokami w tle i uciekamy od tłumów, czerwonym szlakiem, w kierunku Pyszniańskiej Przełęczy.
Idąc główną granią Tatr, po lewej stronie mamy Polskę i Pyszniańską Dolinę (część Doliny Kościeliskiej, zdjęcie poniżej), po prawej Słowację i Dolinę Kamienistą. Dwa zupełnie inne światy.
Błyszcz (2159 m n.p.m.), nieoznakowany szczyt na granicy polsko-słowackiej, w głównym grzbiecie Tatr.
Główna grań Tatr. Droga z Błyszcza do Pyszniańskiej Przełęczy.
Na drogę powrotną wybieramy dolinę w kolorze soczystej zieleni, długą na prawie 7 kilometrów. Dolina Kamienista - piękna, dzika, bezludna, smaczna, bo z malinami i borówkami (uff, znowu krótkie przerwy na podjadanie) 😋 i rześka, bo z rwącym potokiem Kamiennym (uff, znowu zimna woda! :)
Kiedyś w dolinie kwitło pasterstwo i...czarny rynek! Szlak ten był jednym z ważniejszych pomiędzy Polską a słowackim Liptowem. Prowadził z Doliny Kościeliskiej i był używany przez przemytników, kupców i zbójników. Dzięki temu, że pasterstwo przeniosło się w inne tereny, mogliśmy zajadać owoce. I większych rozbojów nie zrobiliśmy, no, może poza góralskimi przyśpiewkami i kilkoma głośnymi ślizgami po mokrych kamieniach.
Krywań (2494 m n.p.m.), narodowa duma Słowaków.
Do parkingu docieramy po 17. Dzielny Manio siada za kierownicę, jeszcze trzy godziny wycieczki przed nami. Energii w nim tyle, że pewnie, gdyby nie pikniki po drodze i podjadanie z krzaków, wszedłby jeszcze na Krywań. A On, Krywań, stał, spoglądał na nas i kusił. Słowacka duma. Piękny, wyniosły, mój fotograficzny ulubieniec. :)
Poniżej bilans naszej wędrówki:
Kiedy jestem w górach nie istnieje świat zewnętrzny, zgiełk i pośpiech. Jest tylko natura i życie razem z jej rytmem. Ktoś może powiedzieć, że to tylko mój wymysł, bo przed życiem się nie ucieknie. Zależy kto co nazywa życiem. Ledwie wrócę do domu, już tęsknię do kolejnych przygód. Jak to kiedyś powiedział mój znajomy: na początku twoje życie toczy się normalnie, czasem przerywasz je życiem…
Piotr Morawski
Z górskimi pozdrowieniami
Agnieszka - miłośniczka borówek ;)
Październik 2016. Choć za tym buffem skrywa się uśmiech, to jednak jestem fanką zieleni i leśnych smakołyków ;)