Środa wita nas cudownymi widokami z tarasu. Odcienie szarości na niebie powoli ustępują błękitowi. Jak zwykle sprawdzamy pogodę. Korzystam z trzech niezależnych serwisów i każdy pokazuje opady około południa. Niedobrze. Podczas śniadania pytamy naszego hotelowego gospodarza o prognozy na dzisiaj. Będzie słonecznie. I rzeczywiście było.
Środa, 10 października, drugi dzień trekkingu
Dystans ok 12 km, czas ok. 5.5 h
Trasa: Imlil - przełęcz Tizi n’Mzik - Imlil
Przewyższenie: 826 m
1650 m n.p.m. (Imlil) - 2489 m n.p.m. (przełęcz Tizi n’Mzik)
Drugi i, niestety, ostatni dzień trekkingów przed wejściem na Toubkal, poświęciliśmy na szlak prowadzący w kierunku przełęczy Tizi n’Mzik. Droga w tym kierunku zaczynała się przed ścisłym centrum wioski. Na początku wiodła między gęstymi zabudowaniami. Czasami przez naszą drogę przebiegł jakiś kot, czasem ktoś ostrożnie wychylał się przez okno. Mijaliśmy też kobiety, które niezbyt odważnie wychylały się przez drzwi, spoglądając na przybyszów z Europy. W Imlil i wszystkich wioskach, które odwiedziliśmy podczas naszych wędrówek, kobiety spotkaliśmy w pobliżu gospodarstw. Ich rola jest bardzo tradycyjna. Polega na opiece nad dziećmi, pracy w domu i ogródku. I nierzadko są to prace fizyczne i ciężkie. A jeśli chodzi o ogródki, a w zasadzie ogrody i sady, które otaczają wioski, to przez nieuwagę zeszliśmy ze szlaku i chwilę błądziliśmy między jabłoniami. A błądzenie nasze było całkiem smaczne. ;)
Nie wiem, czy szlak, którym podążaliśmy, jest popularny, ale w drodze do przełęczy spotkaliśmy kilku turystów, w dodatku pod samą przełęczą. Więc szliśmy, najpierw przez wioskę, gdzie jeszcze mogliśmy zaznać trochę cienia między budynkami czy drzewami. Później, im wyżej, tym roślinność ograniczała się do wypalonych kępek traw i niewysokich iglaków.
Było ciepło, choć nie gorąco. Delikatny wiatr zapewniał nam klimatyzację na odpowiednim poziomie. :) Im wyżej, tym szlak stawał się bardziej kamienisty i trochę niebezpieczny. O czym przekonaliśmy się dopiero podczas zejścia, kiedy każdy z nas zaliczył jakiś kamienny ślizg.
Do przełęczy dotarliśmy po 2,5-godzinnej, spokojnej wędrówce. I, ku naszemu zaskoczeniu, tutaj także mogliśmy wypić najlepszy energetyk w Atlasie Wysokim, czyli świeżo wyciskany sok z pomarańczy. Na przełęczy zrobiliśmy piknik i łapaliśmy słońce. W oddali widzieliśmy ośnieżone szczyty i ciemne chmury. Czyżby moje zapowiedzi pogodowe miały się sprawdzić?
Ten niezbyt dobrze prognozujący widok sprawił, że dość szybko zawróciliśmy. Nasza droga powrotna do Imlil częściowo wiodła tym samym szlakiem. Na jednym z rozstajów odbiliśmy w prawo i tym samym mieliśmy widok na wioski, które minęliśmy na podejściu i Imlil, które z wysokości jest bardzo "zielone".
Szlak ten nie sprawił nam wielu trudności, był zdecydowanie przyjemny, piękny widokowo i idealny na to, żeby rozruszać mięśnie po pierwszym dniu trekkingu i przygotować się na punkt kulminacyjny naszego pobytu w Imlil, czyli wejścia na Toubkal.
Relację ze zdobycia Jebel Toubkal możesz przeczytać TUTAJ>>>.
Z górskimi pozdrowieniami
Agnieszka